Jezioro
Szkoderskie / Skadarsko
Jezero
Jak
dla mnie wycieczka nad Jezioro Szkoderskie to absolutny must have!
Po tej wyciecze już każde jezioro będzie tylko zwykłym..
jeziorem :)
Trochę suchych danych: Jezioro
Szkoderskie jest
największym
jeziorem na Bałkanach.
2/3 jeziora jego
powierzchni znajduje się na terenie Czarnogóry,
a 1/3 w Albanii. Jezioro
ma powierzchnię „bliżej nieokreśloną”, gdyż po prostu jest
ona zmienna, ale przyjmuje się, że jest to ok. 360-550 km2.
Żyją tu pelikany, kormorany, wiele gatunków kaczek i tysiące
innych ptaków. Część jeziora tworzy Nacionalni
Park Skadarsko jezero.
Wody zamieszkują z kolei węgorze i łososie.
My
nocujemy na południu Czarnogóry (Sutomore), więc nad jezioro mamy
blisko- do miejscowości Virpazar zaledwie 16 km. Grzechem byłoby
nie jechać! :)
Droga od miejscowości Virpazar wzdłuż jeziora.
Przejeżdżamy tunelem Sozina (2,5 euro taka
przyjemność kosztuje) i prostą główną drogą dojeżdżamy do
znaku Virpazar. Już z ulicy widać jezioro, po obydwu stronach drogi
mamy piękne tereny pokryte wodą i przecudna roślinnością. Z
głównej drogi skręcamy w prawo w okolicach mostku, mijamy sklepy
(w tym Voli, w którym robimy zawsze największe zakupy) i ruszamy
drogą wzdłuż jeziora.
Wąskimi, krętymi uliczkami, na których
czasem trzeba się zatrzymać i trochę wycofać, by minąć się z
samochodem jadącym z naprzeciwka. Droga jest bardzo rzadko
uczęszczana, można spotkać albo nielicznych miejscowych,
dojeżdżających do domów nad jeziorem, albo turystów z mapami,
szukających dogodnych zjazdów nad samą wodę. Byliśmy tam kilka
godzin i łącznie spotkaliśmy może z 10 samochodów na drodze.
Jeśli nie chcemy jechać
„mniej turystyczną” trasą, którą my uwielbiamy, wystarczy
zaparkować w okolicy mostu przy drodze i tam wybrać się w rejs,
statków i łódek jest pełno. Nas interesują trochę inne okolice
:)
Gdy zajechaliśmy do Virpazaru, zaczęło lać. Na szczęście nie zrealizowaliśmy głupiego pomysłu, by wracać! Po 20 minutach ulewa minęła, a po chwili zniknął i lekki deszczyk, więc powrót do domu pozbawiłby nas wycieczki w jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich byłam.
Przy
drodze można zaopatrzyć się w wino u lokalnych sprzedawców, ale
ich ceny nie zaliczyłabym do korzystnej- chyba że akurat trafiliśmy
na drożyznę, bo zatrzymaliśmy się tylko przy jednym ze stoisk. My
w wino zaopatrywaliśmy się raczej w sklepach, gdzie ich
ceny rozpoczynają się już od 1,50 euro (za białą Smederevkę z
kapslem, na którą oczywiście skusiłam się z czystej ciekawości
i jak dla mnie było to
ciekawym doświadczeniem)
wzwyż. Naprawdę
smacznego Vranaca można tam kupić za 4 euro.
Jezioro
Szkoderskie zrobiło na nas takie wrażenie, że nie możemy go
porównać z żadnym innym. Mało tego, w tym roku byliśmy pierwszy
raz wreszcie na Mazurach, ale niestety spotkało nas rozczarowanie!
(to tylko nasza opinia, bez urazy).
Im dalej jadąc w stronę
Albanii, tym bardziej Szkoder przypomina nam morze, piękne, ciepłe
i turkusowe. Tuż za Virpazarem mijamy rzekę, gdzie można wsiąść
w łódkę i wybrać się na rejs. Już tam, na rzece, jest
pięknie....
Takie piękne widoki witają nas tuż po zjechaniu z głównej drogi.
Na początku trasy widzimy jezioro pokryte zielenią.
Turkusowe wody
wyglądają, jakby ktoś przykrył je zielonym dywanem. Żadne
zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca, potęgi zieleni, spokoju i
śpiewu ptaków. Jadąc dalej jezioro przestaje być zielone, staje
się pięknie turkusowe.
Po
drodze spotkamy kilka kompleksów kościelno- klasztornych, m.in. na
wyspie Beska. Na jeziorze z brzegu widać
kilka pięknych wysepek. Zjeżdżając
samochodem nad samą wodę można wybrać się na wycieczkę-
sympatyczni miejscowi chętnie zabiorą nas w starych i klimatycznych
łódeczkach na rejs wokół wyspy lub na wyspę, by zobaczyć
cerkiew.
My
zaparkowaliśmy gdzieś między domami, starymi, z kamienia, o
niepowtarzalnym uroku, idealnie wpasowanymi w klimat jeziora.
Plaży
tam nie było, ale udało mi się przejść obok czyjegoś podwórka
(pusty budynek, chyba jakaś mała przystań), ominąć mały płotek
i usiąść na starym murze.... Było pięknie! Chyba nikt nie miał
mi za złe tego wtargnięcia, gdyż sympatyczny dziadek z sąsiedztwa
pomachał do mnie i odpowiedział na moje „dzień dobry”. Po
chwili przypłynął łodzią (motorową) młody chłopak, który
przywiózł do niego złowione ryby.
Takie miałam widoki siedząc na murku między domami....
Po
drodze mijaliśmy starsze małżeństwo. Zatrzymaliśmy się na
chwilę, by podziwiać widoki, więc mijali nas drugi raz. Po
serbsku, którego nie znamy, zapytali nas, skąd jesteśmy. Pan
wiedział, gdzie jest Polska, pamiętał czasy wojny- zresztą znał
niemiecki jak się okazało. Bardzo sympatyczni ludzie.
Turkus wody, zieleń, śpiew ptaków, spokój...
W tym roku znowu odwiedzimy to miejsce, ale ruszymy z samego rana i wrócimy późnym wieczorem. Pojeździmy po okolicy, wybierzemy się w mały rejs (ale nie wycieczkowcem, a małą, starą łódką z miejscowym człowiekiem), pojedziemy na plażę i zrobimy sobie piknik wśród śpiewu ptaków. WARTO <3
Te zdjęcia powinny być dowodem na to, że do Czarnogóry trzeba jechać samochodem. Bez niego w takie miejsca nie ma możliwości dotrzeć.
Droga w rejonie jeziora.
Ładnie napisane ;) Wybieramy się w to miejsce 11 sierpnia.
OdpowiedzUsuń👍🏻 warto :)
UsuńPięknie :) a ile tak mniej więcej przepłynięcie tą łódką po jeziorze kosztuje?
OdpowiedzUsuńokoło 60 euro już po wliczeniu wstępu do Parku za 4 euro od osoby
OdpowiedzUsuńUwaga! Chciałbym przy okazji przestrzec przed naganiaczem, który czatuje u wlotu do Virpazaru, udaje że uwielbia Polaków (zaskakująco dobrze mówi po polsku - po tym można go rozpoznać) i który z początku jest niesamowicie miły = oferuje parking w niby "świetnym miejscu" (a tak naprawdę w najdalszym od przystani), bo niby w miasteczku nie ma już miejsc parkingowych (co okazało się oczywiście ściemą), a potem proponuje rejs za 160 euro. Ta cena z kolei jest od razu przygotowana pod targowanie się, a gość nie chce odpuścić i proponuje coraz niższe ceny - po prostu, jako pierwszy z "witających" w Virpazarze szuka naiwnych i niezorientowanych w cenach. Nam "zszedł" do 120 euro i twierdził, że za 5 minut odpływa ostatni rejs. Gdy powiedzieliśmy, że chcemy się na spokojnie zastanowić (bo coraz mocniej napierał, jednocześnie robiąc się coraz bardziej nerwowy), wręcz nie chciał od nas odstąpić. W końcu daliśmy mu wyraźnie do zrozumienia, że dziękujemy za jego propozycje - wtedy zrobił się strasznie chamski, zaczął nam ubliżać i pokazywać obraźliwe gesty. TRZYMAJCIE SIĘ JAK NAJDALEJ OD TEGO GOŚCIA: 100 metrów dalej okazało się, że rejsy są o połowę tańsze od jego "najtańszej" propozycji.
OdpowiedzUsuńpiękne
OdpowiedzUsuń